Fałszywa historia jest matką błędnej polityki. Ponieważ w państwie demokratycznym wszyscy uprawnieni są do uczestniczenia w polityce, więc w interesie publicznym leży szeroka znajomość prawdy historycznej. Kto zaś rozpowszechnia historyczne fałsze, ten usiłuje zrealizować jakiś własny cel kosztem dobra publicznego. W kolejną rocznicę Powstania Warszawskiego spróbujmy więc pokrótce opisać – bez gniewu i upodobania - co wydarzyło się w tamtym czasie na terenie Włoch i porównajmy, jak te wydarzenia mają się do narracji instytucji publicznych.
W okresie okupacji niemieckiej teren Włoch objęty był działaniami 7. Pułku Piechoty Armii Krajowej działającego pod kryptonimem „Madagaskar”, a następnie „Garłuch”. Jednostkę tę założyli oficerowie z organizacji Orła Białego 22 listopada 1939 roku w nieruchomości przy ulicy Pianistów 10. Strukturą dowodził formalnie kpt. Kazimierz Lang. Wydaje się jednak że na dowodzenie jednostką znaczny wpływ miał kpt. Stanisław Babiarz i że był to wpływ istotnie przewyższający jego formalne stanowisko, ponieważ kpt. Lang znalazł się poza Związkiem Walki Zbrojnej w ramach eliminacji z wojska osób związanych z sanacją. Mimo toczącej się wojny takie porachunki polityczne w polskich szeregach prowadził gen. Władysław Sikorski, który w listopadzie 1939 przejął kontrolę nad Rządem RP na Uchodźstwie (w wyniku zamachu stanu zorganizowanego przez agentów francuskich). Ostatecznie kpt. Lang został aresztowany przez Gestapo 1 lutego 1942 r. w budynku przy ulicy Techników 4 i od tego momentu Pułkiem faktycznie i formalnie dowodził kpt. Babiarz.
W skład Pułku ostatecznie wchodziły 3 bataliony (I „Dniestr”, II „Warta” i III „Narew”) oraz wydzielone jednostki łączności, pionierów i artylerii pułkowej. Ta ostatnia – oddział artylerii "Niemen" – rozbudowana została do trzech plutonów (w tym dwóch pełnych) w celu przygotowania do obsługi dział niemieckich, które spodziewano się zdobyć na lotnisku Okęcie. Od początku lutego 1942 roku artylerzystami dowodził porucznik Romuald Jakubowski. Warto odnotować, że w jednostce służył także jego brat Zbigniew.
Czas do wybuchu Powstania wypełniły przygotowania do walki z Niemcami oraz rozmaite zadania konspiracyjne: egzekucja zdrajców i donosicieli, wywiad, zdobywanie i zakup broni, wydawanie i kolportaż podziemnych publikacji, werbowanie nowych żołnierzy etc. Część żołnierzy Pułku zaangażowana była w inne struktury Armii Krajowej, trudno więc jednoznacznie rozstrzygnąć, które działania stanowiły element funkcjonowania Pułku. Dramatyczną przerwą w rozwoju Pułku było aresztowanie przez Gestapo dowódców II batalionu oraz kpt. Langa podczas odprawy 1 lutego 1942 r. przy ulicy Techników 4.
Plan
Od początku głównym celem Pułku było zdobycie lotniska Okęcie po wybuchu powstania. Zadanie to było niezwykle ważne, ponieważ plan powstania opierał się na lotniczych dostawach broni i amunicji. Na Okęciu lądować miał także desant I Samodzielnej Brygady Spadochronowej dowodzonej przez gen. Stanisława Sosabowskiego (który nota bene brał udział w obronie Warszawy we wrześniu 1939 r.). Po wybuchu Powstania Brytyjczycy złamali pierwotne ustalenia. Nie tylko odmówili zgody na desant polskiej Brygady, ale na dobitkę skierowali tę jednostkę na najgorszy odcinek źle zaplanowanej i ryzykownej operacji Market Garden, w wyniku czego Brygada utraciła prawie 1/4 swojego składu (formalnie decyzję o wysłaniu polskich oddziałów na nonsensowną rzeź podjął Rząd RP na Uchodźstwie kierowany przez spolegliwego brytyjskiego agenta Stanisława Mikołajczyka. Wydarzenia te wspomina film A Bridge Too Far). Oczywistym celem ubocznym działań Pułku było także związanie jak największych sił nieprzyjaciela i wsparcie tym jednostek Armii Krajowej walczących w Warszawie.
Ostatecznie zadania dla Pułku określił rozkaz gen. Antoniego Chruściela:
Obwód XXVIIII, wzmocniony bazą lotniczą
Zdobyć i utrzymać lotnisko Okęcie oraz baraki Paluch. Zapewnić OPL rej [Obronę Przeciwlotniczą rejonu] Okęcie przez przydzielony oddział art. plot. [artylerii przeciwlotniczej] oraz umożliwić lądowanie aparatów własnych. Uniemożliwić start aparatów nieprzyjaciela. Fabryki na terenie Okęcie zabezpieczyć.
Zadanie wykonane miało być siłami wszystkich trzech batalionów i oddziałem artylerii „Niemen” (przemianowanym na "Geometrię") dowodzonym przez porucznika Romualda Jakubowskiego. Ponadto dowództwo warszawskie wzmocniło Pułk Bazą Lotniczą „Łużyce”, dobrze uzbrojoną jednostką składającą się m.in. z pięciu kompanii, na czele której stał cichociemny płk. Jan Biały. Jednostka została taktycznie podporządkowana mjr. Babiarzowi. Istnieją poważne rozbieżności w ocenie liczby żołnierzy niemieckich i polskich. Wydaje się jednak, że obie strony dysponowały porównywalną liczbą żołnierzy, natomiast niemieckie uzbrojenie znacznie górowało nad polskim.
Plan zakładał koncentryczne uderzenie ze wschodu, północy i zachodu. Na odcinku południowym (Załuski-Paluch) pozostawiono lukę, przypuszczalnie w celu umożliwienia Niemcom wycofania się z rejonu lotniska.
Katastrofa
1 sierpnia 1944 o 8:30 mjr Babiarz wziął udział w odprawie warszawskiego dowództwa AK u gen. Chruściela przy ulicy Uniwersyteckiej. Jak twierdzi, oświadczył przełożonemu, że rozkazu zdobycia lotniska Okęcie nie da się zrealizować. Mimo wszystko otrzymał polecenie trzymania się planu i atakowania lotniska. Tego samego dnia o 14:00 na odprawie dowództwa Pułku Garłuch przy ulicy Słowiczej 8 przedyskutowano sytuację i w efekcie o godz.16ej mjr Babiarz – wbrew decyzji gen. Chruściela – odwołał atak.
Rozkaz wstrzymania ataku nie dotarł przed godziną W do porucznika Jakubowskiego. Oddział artylerii „Niemen” w niemal pełnym składzie stawił się na pozycjach wyjściowych we wsiach Zbarż i Zagościniec. O 17ej 180-osobowa jednostka wyruszyła trzema kolumnami. Po drobnej potyczce przy Alei Lotników żołnierze dotarli 250-300 metrów od pozycji niemieckich, tam rozwinęli się w tyralierę i biegiem rozpoczęli atak. Natychmiast znaleźli się w gęstym ogniu broni maszynowej. Do ognia z przodu dołączył ostrzał boczny z dwóch samochodów pancernych oraz przywiezieni ciężarówką spieszeni lotnicy niemieccy. Ponad 120 polskich żołnierzy – w tym dowódca oraz jego brat - poległo lub zostało dobitych przez Niemców po zakończeniu bitwy. Stan zwłok wskazywał, że Niemcy miażdżyli rannych czołgami.
Następnego dnia o świcie Niemcy otoczyli budynek przy Alei Krakowskiej 173/175, w którym znajdowały się 2 plutony 3. kompanii III Batalionu. Budynek został ostrzelany i podpalony. W obronie zginęło ponad 70 polskich żołnierzy. Pozostałe jednostki rozproszyły się lub zaczęły wycofywać z pozycji wyjściowych.
Kompania „Galia” z III Batalionu została zaatakowana w pobliżu ulicy Szczęśliwickiej. Niemcy otoczyli jednostkę i rozstrzelali 35 żołnierzy w pobliskim wykopie. Część żołnierzy w zwartych formacjach lub w rozproszeniu zdołała wycofać się z obszaru. Część dotarła do Warszawy i wzięła udział w Powstaniu. Dowódca Pułku mjr Stanisław Babiarz zwiał do Ursusa i trzy lata później zmarł we własnym łóżku.
Ocena
Gdyby nie upadek Państwa Polskiego, dowodzący Pułkiem Piechoty „Garłuch” mjr Stanisław Babiarz bez wątpienia stanąłby przed sądem wojennym i byłoby ku temu sporo powodów. Mjr Babiarz złamał bowiem na polu bitwy jasno i dobitnie wydany rozkaz ataku na lotnisko. I choć Pułk nie przystąpił do wykonywania swojego zadania to w ciągu pierwszych dwóch dni na darmo straciło życie około 200 żołnierzy.
Dowódca Pułku tłumaczył się niemożnością wykonania rozkazu oraz stawieniem się na podstawy wyjściowe zaledwie połowy żołnierzy. Winą za katastrofę usiłował obciążyć swojego przełożonego gen. Chruściela opisując go charakterystycznym epitetem „nieżyciowy”.
Rozważając tę argumentację trzeba przypomnieć, że mjr Babiarz nie był wolontariuszem, działającym wyłącznie z motywacji patriotycznych, lecz zawodowym oficerem, który przez 5 lat okupacji miał przygotować Pułk do zdobycia lotniska. Jeśli uważał, że cel jest nieosiągalny powinien był ustąpić ze stanowiska. Zapewne uznał, że taki krok nie byłby „życiowy”, bo pozbawiłby go cennego żołdu.
Niezłomnie trwał więc na intratnej posadzie licząc, że jakoś to będzie i swoją postawą wprowadzał w błąd przełożonych. Kiedy perspektywa podjęcia walki zaczęła się niebezpiecznie zbliżać ostrzegł gen. Chruściela, że celu ataku nie da się osiągnąć. Przełożeni postanowili go znacznie wzmocnić: pozostawiono mu pod komendą III Batalion, który pierwotnie miał zdobywać obiekty w Warszawie. Otrzymał także dodatkowy przydział broni oraz skierowano mu na pomoc Bazę Lotniczą „Łużyce”. Jeśli tak znaczne wsparcie nadal nie wystarczało do zdobycia lotniska to narzuca się pytanie za co mjr Babiarz pobierał przez 5 lat żołd.
Fakt pojawienia się zaledwie połowy żołnierzy na pozycjach wyjściowych historycy wyjaśniają dość prawdopodobną hipotezą aktywności niemieckich patroli. Jeśli ten czynnik miał znaczący wpływ na skompletowanie jednostek to czemu mjr Babiarz ograniczył się do wstrzymania ataku a nie nakazał oczyszczania dróg z niemieckich patroli przez zmobilizowane jednostki AK? Zwalczanie takich patroli z pewnością leżało w granicach możliwości Pułku i umożliwiłoby stawienie się brakujących żołnierzy.
Z perspektywy czasu można także mieć wątpliwości czy wykonanie rozkazu gen. Chruściela wiązałoby się z tak wielkimi stratami, do jakich doszło po nie wykonaniu rozkazu. W szczególności, Niemcy nie mieliby aż tak wielkiej swobody masakrowania „Niemna” gdyby zostali zaatakowani z różnych stron i musieli bronić się przed większymi siłami.
Upamiętnienie
Pułk Piechoty AK „Garłuch” zawiódł podczas Powstania Warszawskiego: na pozycje wyjściowe nie stawiła się ponad połowa (a być może 2/3) żołnierzy, dowódca Pułku złamał rozkazy i zwiał z pola bitwy i – z wyjątkiem „Niemna” - cały Pułk zaniechał wykonania swojego zadania. Na szczęście, w historii Polski nie brak prawdziwych bohaterów i wielkich czynów zasługujących na utrwalenie w świadomości społecznej. Także postulat szczególnego uwzględnienia lokalnych postaci nie musi prowadzić do fałszów historycznych, ponieważ na upamiętnienie zasługuje chwalebne zachowanie Oddziału Artylerii „Niemen”, który spełnił swój obowiązek, wdał się osamotniony bój z Niemcami i został w 2/3 wybity. Na wdzięczną pamięć potomnych zasługuje także rodzina dowodzącego „Niemnem” porucznika Romualda Jakubowskiego. Ojciec dowódcy – oficer artylerii - zginął w niejasnych okolicznościach przed wybuchem II wojny światowej. Jego dwaj synowie Romuald i Zbigniew ożenili się w dniu wybuchu Powstania i tego samego dnia zginęli. Z kolei ich matka trafiła do stalinowskiego więzienia.
Niestety, nie udało mi się wypatrzeć żadnych nazw przypominających o „Niemnie” ani o kimkolwiek z rodziny Jakubowskich. Mamy za to we Włochach ulicę jakiegoś Batalionu AK „Włochy” – bytu najprawdopodobniej fikcyjnego - oraz szkołę im. 7. Pułku Piechoty AK „Garłuch”, która egzemplifikuje bohaterstwo Pułku osobą Henryka Chmielewskiego. Problem w tym, że ów świetny rysownik nie dotarł na miejsce zbiórki Pułku, więc nawet hipotetycznie nie mógł brać udziału w walkach.
Narracja władz Włoch na temat Powstania zakłamuje prawdziwy obraz wydarzeń. Fałsz oczywiście służyć ma interesom kluczowych decydentów, ale fałsz ma także smutne podstawy obiektywne. Bohaterowie zginęli w samotnej walce. Cała rodzina Jakubowskich zapłaciła życiem za swój patriotyzm, nie pozostawiając po sobie żadnych potomków. Ich dalsi krewni zapewne nie mogą zadbać o ich pamięć, a tym bardziej nie mają dość sił, by wyegzekwować upamiętnienie „Niemna”. Przeżyli zaś przede wszystkim ci, którzy zachowali się „życiowo”: nie stawili się na pozycje wyjściowe, przezornie nie wdali się w żadne strzelaniny lub zwyczajnie zwiali z pola bitwy. Kara memoria damnata spada nie na głowy tych, którzy na nią zasłużyli ale na tych, którzy się przed nią nie mogą bronić.